środa, 30 lipca 2014

Rozdział I

Obudziła się w skrzydle szpitalnym cała spocona, z impulsywnym bólem głowy. Spojrzała na wielki zegar, który wisiał na ścianie - 9:25. ''Zaraz spóźnię się na Starożytne Runy'', pomyślała i usiadła na krawędzi łóżka. Czysta, biała pościel, kleiła się od spoconej piżamy Lily. Wzięła kartkę, leżącą na stoliku i zaczęła czytać - list był od Rose. Pisała w nim, że Lily uderzyła się mocno w głowę i zemdlała jeszcze w pociągu. Profesor Longbottom, z pomocą szybkiego powozu, które ciągnęły Testrale, przyniósł ją do pani Pomfrey. Pełna energii, starsza kobieta, zaopiekowała się Lily porządnie, mamrocząc pod nosem obelgi na pociąg, w którym jechali.
Zaczęła przebierać się w szkolną szatę, gdy weszła pani Pomfrey. Na srebrnej tacy miała maść i bandaż.
     - Lilianno Potter, proszę przebrać się w swoją piżamę i wrócić do łóżka - odparła dumnym głosem pielęgniarka, kładąc tacę na szafkę.
Nic nie mówiąc, przebrała się z powrotem w spoconą piżamę i położyła się na łóżku. Dwoma palcami dotknęła ręką guza, który zagnieździł się na jej głowie. Maść była oślizgła i śmierdząca. Gdy pielęgniarka wtarła ją i założyła bandaż, kazała Lily spakować szkolną szatę i zostać jeszcze do wieczora. W pewnym momencie, gdy pani Pomfrey szła do wyjścia, drzwi gwałtownie otworzyły się i srebrna tacka z maścią wyleciała z rąk pielęgniarki, która wrzasnęła z przerażenia. W drzwiach stał Rebeus Hagrid,  Rose, James, Albus i Hugo.
     - Spokojnie, Poppy, to tylko my - uspokoił ją Hagrid. - Chyba nie sądzisz, że to śmierciożercy?
     - Oczywiście, że nie, ale... - napotkane na siebie spojrzenia Hagrida i pani Pomfrey, zmusiły ją do opuszczenia sali, tupiąc przy tym nogą i mamrocząc coś pod nosem.
Wszyscy podeszli do Lily. Hugo wręczył jej notatki ze Starożytnych Run, a Rose wypytywała ją, jak się czuje.
     - Naprawdę dobrze. Nie kręci mi się już w głowie i dzisiaj wieczorem będę mogła już opuścić skrzydło szpitalne - odparła Lily i złapała Rose za ramię.
Hagrid wyjął z kieszeni małe pudełko i poczęstował każdego ciastkiem. Każdy niechętnie wziął i zaczął chrupać je powoli. Rose ocknęła się, że razem z Jamesem spóźnili się na wróżbiarstwo.
     - Spokojnie, Rose. Powiemy, że Irytek nas zatrzymał. - westchnął James i usiadł na krawędź łóżka Lily.
     - A jeśli ona odczyta nasze myśli, co wtedy? Jeśli dowie się, że ją okłamaliśmy i co gorsza... nie będziemy mogli  przystąpić do sumów z wróżbiarstwa! - spanikowana Rose złapała za torbę i wybiegła ze skrzydła szpitalnego.
Była 18:30. Pani Pomfrey oświadczyła, że może już iść do wieży, upewniając się przy tym dwa razy, czy dobrze nałożyła bandaż. W drodze do wieży Gryffindoru, spotkała dziewczynę w wieku Albusa, o jasnych włosach i niebieskich oczach. W ręku trzymała wydanie Żonglera i widmookulary.
     - Witaj, Lily. Słyszałam, że w pociągu miałaś wypadek - wypaliła rozmarzonym głosem, o jasnych włosach dziewczyna.
     - Cześć, Libby. Uderzyłam się głową i straciłam przytomność.
     - Słyszałam też, że mój tata pomógł cie tutaj zanieść.
     - Tak i bardzo mu za to dziękuję. Nie pamiętam co stało się w pociągu, ale to miłe ze strony pana Longbottoma.
     - Mój tata naprawdę lubi pomagać - westchnęła i otworzyła artykuł Żonglera. - Trzymaj się, Lily. - Odwróciła się i pomaszerowała w stronę schodów.
Gdy wypowiedziała hasło i  weszła do pokoju wspólnego, wszyscy cieple ją powitali i wrócili do swoich zajęć. Usiadła na jednym z foteli i wyjęła notatki od Hugona. Na tyle kartki był rysunek chłopca, szybującego na miotle ze zniczem w ręku. Uśmiechnęła się i wsadziła kartkę do kieszeni. Weszła do dormitorium dziewczyn i zobaczyła na łóżku swoje torby i klatkę z sową. Rozpakowana zerknęła na plan lekcji. O 1:00 trzecioroczni mają lekcje astronomii. Do dormitorium wpadła zaczerwieniona Rose z toną kartek w ręku. Rzuciła się na łóżko i zaczęła przeglądać je i przewracać.
     - Może zejdziemy na kolację? - zaproponowała Lily, lecz Rose nic nie odpowiedziała. Dalej przewracała notatki i majaczyła coś pod nosem. - Jestem taka głodna, prawie cały dzień nic nie jadłam, a...
     - Ja nie jestem głodna, idź sama. Zadali nam mnóstwo pracy domowej, nie wiem czy się wyrobię na czas.
Wygramoliła się z łóżka i zeszła na kolację. W pokoju wspólnym słychać było hałasy i śmiechy. Wszyscy świętowali nowy rok w Hogwarcie. Na stole stało dużo smakołyków. Lily zaczęło burczeć w brzuchu, dlatego wzięła pudełko czekoladowych żab. Nie zeszła jednak na dół, tylko świętowała w wieży Gryffindoru z innymi. James i Albus założyli się z pierwszorocznymi, że jeśli pierwszorocznym uda im się wejść do dormitorium dziewczyn, to dostaną dziesięć pudełek czekoladowych żab. Z dormitorium dziewczyn wyszła rozwścieczona Rose. Była pochlapana atramentem i machnięciem różdżki wyłączyła muzykę.
     - Jeśli chcecie świętować nowy rok w Hogwarcie, to róbcie to w ciszy! Nie można się przez was skupić - odparła i machnęła swoimi rudymi włosami.
Wybiła 12:30. Lily zmęczona i obżarta zbierała się na lekcję astronomii. Z grymasem na twarzy pakowała książki do torby i wyszła przez portret. Było ciemno, dlatego musiała użyć różdżki. Głowy portretów zwróciły się w jej stronę, wypominając jej, że jest noc i wyzywając ją. Z torby wypadł jej podręcznik od astronomii, dlatego schyliła się by go podnieść. Nie mogła go znaleźć. Po omacku szukała książki  w ciemnościach nastawiając wszędzie różdżkę. Usłyszała śmiech, który odbijał się echem po pustym, ciemnym korytarzu. Śmiech Irytka. Zauważyła, że biegnie po korytarzu z jej książką od astronomii. Nie zastanawiając się dłużej, popędziła za nim, budząc przy tym niemal wszystkie portrety. Byli na siódmym piętrze. Już prawie go miała, prawie go złapała, gdy zniknął w ciemnościach. Nie mogła złapać oddechu, dlatego usiadła pod ścianą, którą już kiedyś widziała. Nie mogła sobie przypomnieć, gdzie. W pewnej chwili wrzasnęła i spojrzała na ścianę.
     - Przecież to pokój życzeń!




Dedykuję te opowiadanie wszystkim tym, którzy czytali i skomentowali prolog! I teraz chciałabym tutaj podziękować Sylwii, która groziła mi biciem, jeśli nie dodam opowiadania xd tak, dziękuję ci baaaardzo, myślę, że nie jesteś zdziwiona. W końcu, ty mi doradzałaś i tak mi pomogłaś przygotować te opowiadanie : > i jeszcze jedno... chciałam podziękować za te 16 komentarzy pod prologiem! Nie sądziłam, że aż tyle będzie i.... w ogóle nie sądziłam, że zdobędę aż 12 czytelników po prologu :o mam nadzieję, że te opowiadanie, też przyciągnie czytelników i obserwatorów. Następne opowiadanie dodam dopiero za dwa tygodnie, albo i wcześniej, bo mój laptop już nie wytrzymuje i trzeba go do naprawy oddać :\ ALE, może dodam szybciej, zależy kiedy przyjdzie z naprawy ;) 
PS. Komentarze motywują! Czytamy=komentujemy ♥

sobota, 19 lipca 2014

PROLOG

Minęły dwadzieścia cztery lata, odkąd Czarnego Pana pokonał wybraniec, Harry Potter, z pomocą dwójki wiernych mu do końca przyjaciół: Ronalda i Hermiony. Przez te dwadzieścia cztery lata zmieniło się wszystko. Śmiertelna bitwa o Hogwart nie tylko odniosła sukces, ale też zbliżyła do siebie. Teraz Harry Potter i Ginewra Weasley mają trójkę niesamowitych dzieciaków: Jamesa Syriusza, Albusa Severusa oraz Lily Lunę Potter. Ronald Weasley oraz Hermiona Granger też zawarli akt miłości, ich pociechami są: Rose i Hugo Weasley. Gdy piątka niesamowitych czarodziejów wyrusza do Hogwartu na kolejny magiczny rok oraz ciepłe powitania w ich wspólnym domu - Gryffindorze, natyka się na przeszłość, jaką prowadzili ich dzielni rodzice.


       Dziękuje za przeczytanie tego prologu. Tak, opowiadania będą o nowym pokoleniu! Mam nadzieję, że zostawicie po sobie komentarz, bo to motywuje, jak zapewne każdy wie :) w Spamowniku zostawcie linki do blogów, a ja je poodwiedzam :)